Po dwóch meczach w Łańcucie Max Elektro Sokół jest na deskach. Bynajmniej nie oznacza to jeszcze końca walki, bo jak pokazuje niedawna historia, podopieczni Dariusza Kaszowskiego potrafią wychodzić z tego typu opresji. GTK swoją historię dopiero pisze i w Gliwicach wszyscy liczą na zakończenie z happy endem.

O ile z tym, że doskonale grające w ostatnim okresie GTK będzie w stanie wygrać choć jeden mecz na Podkarpaciu wszyscy się liczyli, o tyle dwa zwycięstwa z Max Elektro Sokołem, z którym przecież nigdy wcześniej gliwiczanie nie wygrali są już zaskoczeniem dużego kalibru. Co jednak najważniejsze, w tych dwóch niezwykle istotnych sukcesach nie ma ani grama szczęścia. Zespół Pawła Turkiewicza dzięki swojemu odpowiedniemu przygotowaniu i konsekwencji w działaniu obie wygrane wywalczył na parkiecie. Sokół, który od kilku sezonów z rzędu bije się o czołowe miejsca w lidze w tej rywalizacji - przynajmniej póki co - nie wygląda na zespół, który w pierwszej części sezonu wyraźnie dominował w rozgrywkach ligowych. Choć w kadrze aż roi się od doświadczonych koszykarzy, którzy grali również w ekstraklasie, to jednak nie prezentują oni swoich wysokich umiejętności. Wręcz odwrotnie jest w szeregach GTK, bo ich weterani wykorzystują wcześniej zdobyte umiejętności i w odpowiedni sposób prowadzą swoją drużyną. Nie można też zapomnieć o tych, którzy najlepszy okres mają jeszcze przed sobą, ale w tegorocznym play off spisują się nadzwyczaj dobrze.

Wydawać, by się mogło, że po dwóch zwycięstwach w Łańcucie GTK pewnie postawi kropkę nad i oraz szybko zakończy rywalizację. To jednak nie musi być takie proste, bo trener Dariusz Kaszowski nie jest typem człowieka, który łatwo się poddaje. Pomimo wewnętrznych problemów (kontuzje w ostatnim meczu Jerzego Koszuty i Bartosza Czerwoniki) z pewnością będzie chciał wrócić do gry. O tym, że prowadzony przez niego zespół jest w stanie tego dokonać może świadczyć analogiczna sytuacja sprzed dwóch lat. Wówczas Max Elektro Sokół również przegrywał w identycznym stosunku po dwóch pierwszych meczach rozegranych na własnym parkiecie z Miastem Szkła Krosno, a mimo to wygrał trzy kolejne mecze i zameldował się w finale rozgrywek. Dziś z zawodników pamiętających tamte spotkania w Łańcucie występują: Jacek Balawender, który wobec kontuzji dwóch wcześniej wymienionych zawodników z pewnością otrzyma sporo minut gry, Maciej Klima, Rafał Kulikowski, Adrian Inglot i kontuzjowany Czerwonka.

W Gliwicach nikt jednak nie zakłada czarnego scenariusza. W klubie mają świadomość tego, iż trzeba dążyć do jak najszybszego zakończenia rywalizacji, by uniknąć niepotrzebnych nerwów. Póki co, GTK jest jedynym zespołem w play off, który jeszcze nie przegrał swojego meczu. A licząc z sezonem zasadniczym drużyna Pawła Turkiewicza ma na koncie siedem kolejnych zwycięstw. Kolejnym powodem do optymizmu są powroty do meczowej kadry Marcina Salamonika i Łukasza Ratajczaka. Pierwszy w ostatnim meczu z Max Elektro Sokołem pauzował z powodu kary nałożonej przez Wydział Gier i Dyscypliny Polskiego Związku Koszykówki za niestosowne zachowanie w pierwszym meczu, a drugi wraca po urazie kolana odniesionym w czasie pierwszego meczu ćwierćfinału z Jamalex Polonią 1912 Leszno. Oznacza to, że miejscowy szkoleniowiec będzie miał do dyspozycji 12 zawodników podczas jego vis-a-vis prawdopodobnie niecałą dziesiątkę. W kontekście ewentualnie przedłużającej się rywalizacji może mieć to kolosalne znaczenie.

Czy GTK wykorzysta ogromną szansę i awansuje do finału? Przyjdź i przekonaj się sam. Mecz numer trzy już w sobotę o godz. 18 na hali Łabędź.