Jednego zwycięstwa brakuje GTK, by znaleźć się w półfinale rozgrywek I ligi. O brakującą wygraną gliwiczanie powalczą w Lesznie w sobotę i jeśli zajdzie taka potrzeba, również w niedzielę.

Po dwóch pierwszych spotkaniach, które zostały rozgrane w gliwickim Łabędziu podopieczni Pawła Turkiewicza prowadzą 2:0. O ile w pierwszym meczu GTK odniosło łatwe zwycięstwo, o tyle w drugim miejscowi kibice musieli długo czekać na dobra grę swoich pupili. Po trzech kwartach, po których goście prowadzili różnicą aż 12 punktów nic nie zapowiadało szczęśliwego finału. Na całe szczęście gliwiczanie pokazali charakter i dzięki walce do samego końca zdołali wyrwać niezwykle cenną wygraną. Komplet zwycięstw na własnym parkiecie oznacza, iż w najgorszym razie rywalizacja na decydujące starcie wróci na Górny Śląsk. Takiego scenariuszu nikt póki co w klubie nie bierze pod uwagę, bo celem jest zakończenie rywalizacji jeszcze w Lesznie.

Zadanie do łatwych należeć nie będzie, bo Jamalex Polonia u siebie prezentowała się do tej pory bardzo dobrze. Z 15 rozegranych w sezonie zasadniczym spotkań na własnym parkiecie drużyna Łukasza Grudniewskiego wygrała aż 11. W tym m.in. z GTK, choć akurat w tym meczu przez długi czas wszystko wskazywało na zwycięstwo przyjezdnych. Jeszcze w połowie trzeciej kwarty gliwiczanie prowadzili różnicą 15 punktów, ale ostatecznie pozwolili rywalom nie tylko odrobić straty, ale również odskoczyć. Inna sprawa, że tamto spotkanie zostało rozegrane w pobliskiej Rydzynie z tego powodu, iż hala Trapez w Lesznie była remontowana. Teraz jednak koszykarze z Wielkopolski grają już na własnym parkiecie i trzeba się liczyć z tym, iż hala będzie wypełniona po brzegi.

GTK zagra w Lesznie bez Łukasza Ratajczaka, który nadal odczuwa skutki urazu, którego doznał w pierwszym meczu w Gliwicach. To powoduje, że trener Turkiewicz będzie miał ograniczone pole manewru jeśli chodzi o rotację w strefie podkoszowej, ale jak pokazał chociażby mecz nr 2 i z tego typu sytuacji są wyjścia. Przesunięty na pozycję silnego skrzydłowego Damian Pieloch radził sobie z silniejszymi rywalami, co w konsekwencji zmusiło trenera Grudniewskiego do obniżenia składu. Już niedługo okaże się, czy również w Lesznie będzie świadkami nietypowych posunięć obu szkoleniowców  mających na celu zaskoczenie rywala.