Pod wodzą tymczasowego trenera Stanisława Mazanka GTK mierzyło się w Warszawie z Legią. Przez 33 minuty gry gliwiczanie byli równorzędnym rywalem dla gospodarzy, ale potem nastąpił koncert Łukasza Koszarka, który "trójkami" rozstrzygnął losy meczu. Stołeczny zespół wygrał 86:73.

Po wyjazdowym meczu w Gdyni GTK zagrał kolejny raz na obcym parkiecie. Tym razem w stolicy, w meczu który pierwotnie miał się odbyć 7 stycznia, ale z powodu licznych zachorowań na COVID-19 w naszym zespole mecz został przełożony. Gliwiczanie jednorazowo pod wodzą Stanisława Mazanka chcieli przede wszystkim poprawić swoją dyspozycję po ostatnich fatalnych występach. Mieli też z pewnością świadomość, że spotkanie obserwuje już nowy szkoleniowiec, Maroš Kováčik, który na pierwszym treningu pojawi się w sobotę. Nową energię było widać na parkiecie już od pierwszych minut. Co najważniejsze, gliwiczanie nie popełniali już głupich błędów. Po dwóch skutecznych akcjach pod koszem Kristijana Krajiny i pomyślnie wykończonej kontrze przez Jabariego Hindsa było już 2:6. Legia ruszyła dopiero w momencie kiedy na parkiecie pojawił się debiutujący w tym sezonie na parkietach Energa Basket Ligi Robert Johnson. Amerykański skrzydłowy szybko rozruszał atak swojej drużyny i po jego "trójce" było 10:13. GTK miało jednak w swoich szeregach Hindsa, który grał zdecydowanie lepiej niż przez ostatnie tygodnie. Po jego udanym wbiciu się pod kosz oraz trafieniu zza łuku było już 10:18. Odpowiadał mu nie kto inny jak Johnson. Skrzydłowy warszawian nic sobie nie robił z obrony rywala i oddawał kolejne celne rzuty (15:20). Po celnym rzucie wolnym Kacpra Radwańskiego przyjezdni prowadzili sześcioma punktami, ale zryw stołecznej drużyny w ostatniej minucie pierwsze kwarty spowodował, że straty były minimalne (20:21).

Tuz po wznowieniu gry Legia po raz pierwszy wyszła na prowadzenie za sprawa Jure Skificia (21:20). Po chwili podwyższył je Muhammad-Ali Abdur-Rahkam wykańczając szybką kontrę. GTK w odróżnieniu od wcześniejszych spotkań nie zwiesiło głów, ale wzięło się za odrabiani strat. Po siłowym wejściu pod kosz Kacpra Radwańskiego i trafieniu z półdystansu Daniela Gołębiowskiego wróciło na prowadzenie (24:25). Kiedy z dystansu trafił Łukasz Koszarek (29:28) o przerwę na żądanie poprosił Stanisław Mazanek. Gliwiczanie szybko wrócili na prowadzenie, a po sytuacyjnym rzucie w ostatniej sekundzie akcji Robertsa Stumbrisa było już 32:38. Jeszcze przed przerwą zespół Wojciecha Kamińskiego mocno zredukował straty, a spora w tym zasługa Johnsona i błędu Aleksandra Wiśniewskiego, który niepotrzebnie spieszył się z rzutem, dzięki czemu pozwolił gospodarzom przeprowadzić ostatnią akcję w tej połowie, którą wykorzystał Grzegorz Kulka (38:40).

W drugiej połowie od samego początku pierwsze skrzypce grał Radwański, który zmienił mającego problemy z przewinieniami Puta. Najpierw kapitan GTK umiejętnie znalazł się pod koszem, a następnie dwukrotnie wymusił przewinienia i z pięciu rzutów wolnych wykorzystał cztery. To nie był jednak koniec jego popisów, bo chwilę później dołożył jeszcze akcję 2+1 (43:49). Tym samym po drugiej stronie parkietu odpowiedział Koszarek, a niedługo do remisu doprowadził Wyka, trafiając z dystansu (51:51). Od tego momentu mogliśmy obserwować rywalizację praktycznie kosz za kosz. Miejscowi byli na moment na prowadzeniu po skutecznej dobitce Wyki, ale chwilę później sytuacja odmieniła się za sprawą Stumbrisa. Po 30 min. gry minimalnie lepszy był jednak stołeczny zespół, który za sprawą Kempa zdobył pięć punktów (60:58).

Środkowy Legii na początku ostatniej odsłony podwyższył prowadzenie, ale dwie szybkie "trójki" Gołebiowskiego i Hindsa spowodowały, że to znów GTK było minimalnie lepsze (62:64). W kolejnej akcji rozgrywający gliwiczan podwyższył prowadzenie, ale niestety dla przyjezdnych sprawy w swoje ręce wziął Koszarek. Doświadczony rozgrywający raz jeszcze pokazał swoją klasę i w krótkim odstępie czasu zaaplikował trzy trafienia zza łuku (77:69). Trener Mazanek próbował przerwać serię warszawian biorąc kolejne przerwy na żądanie, ale jego zmęczeni zawodnicy nie bronili już tak dobrze jak przez pierwsze 30 min. gry. Jeszcze jedna "trójka" tym razem w wykonaniu Raymonda Cowelsa i akcja 2+1 Johnsona praktycznie rozstrzygnęły losy meczu. Ostateczny wynik (86:73) ustalił Krajina, trafiając spod kosza.

W następnym meczu GTK zmierzy się z HydroTruckiem Radom i będzie to kolejny mecz z cyklu tych o życie. W przypadku porażki gliwiczan sytuacja stanie się dramatyczna.

Legia Warszawa - GTK Gliwice 86:73 (20:21, 18:19, 22:18, 26:15)

Legia: Łukasz Koszarek 15 (4x3), Raymond Cowels III 8 (2x3), Mohammad-Ali Abdur-Rahkman 9 (1x3), Jure Skifić 9, Adam Kemp 9 - Robert Johnson 20 (3x3), Grzegorz Kulka 7 (1x3), Dariusz Wyka 7 (1x3), Strahinja Jovanović 2, Beniamin Didier-Urbaniak, Grzegorz Kamiński. Trener Wojciech Kamiński.

GTK: Jabarie Hinds 21 (3x3), Daniel Gołębiowski 7 (1x3), Roberts Stumbris 9 (1x3), Filip Put 4, Kristijan Krajina 16 - Kacper Radwański 14, Aleksander Wiśniewski 2, Damonte Dodd. Trener Stanisław Mazanek.